sobota, 14 września 2019

Nie refujcie marzeń...

Mam to niesamowicie wielkie szczęście w życiu, że mam wokół siebie najcudowniejsze osoby na świecie, najlepszych przyjaciół jakich można sobie wymarzyć.
Swoją 40 świętowałam w ich towarzystwie, nie gdzie indziej niż z Borje w Chorwacji. I tam pierwszy raz wpadł nam do głowy szalony dość wydawało się pomysł. A gdyby tak Chorwacja z drugiej strony? Rejs może? Wpadł i przeleżał 2 lata....ups, wydało się ile mam lat 😀

W styczniu 2018 roku, jakoś przypadkiem, temat wrócił i machina ruszyła.

Wiecie co to refowanie?
Z czym to się je? I o czym będzie ta historia?

Wspominałam, że mam wokół siebie najwspanialszych ludzi na świecie? Bo z kim spełniać marzenia jak nie z przyjaciółmi? Wróciła myśl o rejsie w rozmowach. Jeszcze dość nieśmiałych, bo wiadomo, koszta spore, każdy zabiegany, przecież my nic o żeglowaniu nie wiemy itp itd. Ale jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B.

Moich kolegów Tata ma w Chorwacji od 18 lat firmę, która czarteruje jachty. Od dawna marzyłam o rejsie w Chorwacji, ale niestety moja Julia to tchórz mały pospolity i na takie wyprawy się nie nadaje. Ale wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek uda mi się spełnić to marzenie to tylko i wyłącznie z Markiem. No to do kogo miałam uderzyć jak nie do niego?

Szybkie, jeszcze niepewne pytanie, szybka konkretna odpowiedź, nieśmiałe przekazanie informacji reszcie ferajny i zdecydowana decyzja 10 Bab (tak, tak, dobrze czytacie, 10 Bab) - REZERWUJ !!!

No i poszło. W styczniu rezerwacja, zaliczka i czekanie na 29 września. A w międzyczasie poszukiwania samolotu, debatowanie czy jednak samolotem czy wypożyczamy busa, oglądanie dziesiątków filmów o jachtach. W teorii to ja każdy węzeł umiałam zawiązać. Praktyka....cóż, lekko zweryfikowała moje umiejętności 😃
Byłam organizatorką tego wszystkiego, chciałam być dobrze przygotowana, zamęczałam Marka tysiącem pytań. Przygotowałam przewodnik o miejscach do których założyliśmy wstępnie z Markiem, że dotrzemy, w międzyczasie pojechałam na wakacje, na Peljesac rzecz jasna, do Borje. Na 3 tygodnie plus 4 tydzień w drodze powrotnej, bo dwukrotnie popsuł mi się samochód (ależ byłam wtedy szczęśliwa, że dziewczyny przekonały mnie do samolotu).
Czas się wlókł, obaw było masa (znaczy ja miałam, bo dziewczyny żadnych). Bałam się o pogodę. Bałam się czy spakujemy się każda w 8 kilogramowy bagaż. Bałam się.....o wszystko się bałam.
Niepotrzebnie.

Nadszedł w końcu czas przygody.
Najpierw 4 godzinna podróż pociągiem z Poznania do Warszawy, potem 5 godzin oczekiwania na lotniku i lecimy. Kierunek Zadar. Jeszcze tylko 1,5 godziny męczarni (tak, przyznaję, nie cierpię latać) i będziemy w raju. Moim raju, ale w innej formie.



Po prawie zbliżonej ilości godzin jaką zajęłaby nam jazda samochodem, lądujemy w Zadarze, w piękny słoneczny dzień. Jest pięknie. Jeszcze tylko musimy odczekać na nasz bagaż bo z powodu całkowitego obłożenia samolotu część bagaży podręcznych musiała być nadana do luku bagażowego. W końcu są. Za drzwiami czeka na nas już zamówiona przez firmę czarterową taksówka. Jest nas 9 bab (jedna z nas leciała sama z Wrocławia...przez Londyn), taksówka jest 9-osobowa. Bez problemu się w nią pakujemy, dla kierowcy to żaden problem że jest nas zbyt wiele. Jedziemy. Po 1,5 godzinie drogi jest i on, długo wyczekiwany Šibenik. Jeszcze kawałek i jest i ona - Marina Mandalina. Piękna, duża, ogromna ilość jachtów. Sobota to dzień, w którym w marinach dzieje się najwięcej. To dzień kiedy zdaje i odbiera się jachty. Mimo, że wydaje się iż sezon mija, jest przecież koniec września, tutaj wrze jak w ulu. Żeglarze wracający z rejsu emanujący szczęściem ale z jakimś jeszcze dla nas niezrozumiałym smutkiem w oczach i druga grupa podekscytowanych czekających na odbiór jachtu i rozpoczęcie przygody.

Znajdujemy naszą firmę czarterową, znajdujemy Marka odbierającego właśnie jacht, który wrócił.
Nie wiemy w którą stronę patrzeć? Zjada nas ciekawość, gdzie jest nas jacht? Wiemy jak wygląda, wiemy jak się nazywa, ale nie wiemy przy którym pomoście....ups, bądźmy profesjonalni, przy którym pirsie stoi.



Teoretycznie jacht możemy przejąć od godziny 17, ale ma się ten czar i urok. Dostajemy go zdecydowanie szybciej i możemy się ulokować w naszym nowym przez najbliższe 7 dni domu.

Marek, właściciel firmy czarterowej, a zarazem nasz skipper, Kapitan, prowadzi nas do naszego jachtu. Tak, tak, 10 Bab i Kapitan Marek. Najlepszy z możliwych składów załogowych.
Idziemy. Ochom i achom nie ma końca.
Jest i on, nasz jachcik, Romana III, pieszczotliwie zwany Romanem.








Wiecie już co to refowanie? To zmniejszanie powierzchni ożaglowania stosowane podczas żeglugi w trudnych warunkach wiatrowych w celu zmniejszenia siły aerodynamicznej wytwarzanej na żaglach, obniżenia środka ożaglowania, zmniejszenia przechyłu, a także wywołania nawietrzności lub zawietrzności.

To fachowo, a po naszemu - nie przestawajcie marzyć, nie odkładajcie marzeń na później, nie zmniejszajcie ich wagi. Marzcie i spełniajcie te marzenia. Bo marzenia to do siebie mają, że się spełniają.

ciąg dalszy nastąpi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz