sobota, 4 stycznia 2020

W poszukiwaniu najlepszej peki na świeci - 3 październik 2018 - Dzień 4 rejsu - Nie refujcie marzeń - Women's Sailing Team

Ahoj nowa przygodo, gdzie dziś przypadnie cel naszej podróży? 
Dzisiaj czeka na nas Komiža na wyspie Vis.

Po drodze oczywiście kąpiel w zatoce. Woda jest wspaniała. Nie da się ukryć, że chłodniejsza niż w lipcu czy sierpniu, ale nadal niesamowicie przyjemna. Gdyby tylko wyłażenie z wody na jacht nie było takie problematyczne. Nasza drabinka jest jakaś taka ruchawa lekko i co tu dużo mówiąc, brak techniki, zbędne kilogramy robią swoje. No ale mamy na podorędziu naszego silnego kapitana, rach ciach i znów załoga na pokładzie.







Po kąpieli płyniemy dalej, pogoda cudna, słonko świeci, humory doskonałe. Neptun nas chyba lubi (wszak codziennie rozpoczynamy podróż od napicia się rumu z Neptunem 😋



 

Nie przepływamy jakiś szalenie długich dystansów. Ma to swoje plusy. Mamy czas na kąpiel po drodze, w miejscu docelowym nieco czasu na zwiedzanie zanim zapadnie zmierzch, a w październiku ciemno robi się zdecydowanie za szybko.

Po 3,5 godzinach jesteśmy na miejscu.
Komiža. Na wyspie Vis nie byłam ani razu, niewiele wiem o tej wyspie poza tym, że kręcili tu Mama Mia2.
To dziewiąta co do wielkości wyspa w Chorwacji. Od II wojny światowej do czasu rozpadu Jugosławii była zupełnie niedostępna dla turystów. Mieściła się tu baza wojskowa.

Jest i ona.


Cumowanie idzie nam już naprawdę sprawnie. Rąk do pracy nigdy nie brakuje.







Korzystając z pięknej słonecznej pogody idziemy na okoliczną plażę i zażywamy kąpieli tworząc przy tym układy synchroniczne w wodzie (wszak na codzień jesteśmy grupą tańczącą sambę i zumbę) ku uciesze miejscowych, którzy o tej porze za wiele atrakcji nie mają.


Potem prysznic...i tu dodam, że to chyba najgorsze sanitariaty w marinie jakie spotkałam w czasie rejsu. Na plus, że w ogóle są, bo na Hvarze to trzeba do nich kawał iść i na dodatek płacić. Na minus...są tylko dwa prysznice, koedukacyjne. W porze popołudniowej, gdy marina jest już pełna jachtów (bo jest, nawet o tej porze roku) kolejka do prysznica jest zacna.

Umyte, wypachnione czekamy gdzie to nas dziś Marek zabiera. O 20:00 podjeżdżają po nas dwa busy. Jest już ciemno, zdjęć z drogi nie mamy, ale widoki.....wspaniałe.Wiozą nas panowie gdzieś w głąb wyspy, nic a nic nie zwalniając na zakrętach. W końcu jesteśmy, uff. Całe, żyjemy. Póki co nie myślę, że trzeba jeszcze wrócić :)

Wchodzimy i naszym oczom ukazuje się to:



Królestwo peki. Peka to nie konkretne danie, ale sposób w jaki się je przygotowuje. Peka to tak naprawdę żeliwna pokrywa, którą przysypuje się żarem. To coś w rodzaju rytuału. Pod peką piecze się różnego rodzaju mięso, warzywa, ryby, owoce morza, a chleb ispod peke to chyba najlepszy chleb jaki w życiu jadłam.

Peka nie jest dla mnie niczym obcym ale takiej ilości pek na oczy nie widziałam. A jak pachnie....cudownie, musicie mi uwierzyć na słowo.
Oczywiście Marka właściciele świetnie znają. Zapraszają nas na zaplecze winiarni, pokazują nam wszystko, a potem prowadzą do części restauracyjnej, starego chorwackiego budynku z kamienia, takiego jaki powinien być, bez pobielanych murowanych ścian. Klimat, klimat i jeszcze raz klimat tego miejsca jest cudowny.
A na stół wjeżdża wino białe i czerwone, nalewki wszelakie i ona - PEKA w trzech odsłonach: ośmiornica, ryba i cielęcina. Jadłam rybę i ośmiornicę - P R Z E P Y S Z N A!!!!

Powiększ (rzeczywiste wymiary: 2304 x 1296)




Gastryczny orgazm, to chyba najtrafniejsze określenie jakie padło. Doskonale odzwierciedla to co czułyśmy 😊

Prawdę mówiąc nie wiem czy to sprawka wina, rakiji, pysznej peki czy dziwnej choroby żołądkowej, która dopadła każdą z nas i u każdej trwała dokładnie dobę, a która miała dopaść mnie w kolejny dzień ale było mi już wszystko jedno gdzie i jak szybko jedzie kierowca naszego busa wiozącego nas do mariny :D
A na jachcie jeszcze ciąg dalszy świętowania, wszak wino z knajpy przywieźliśmy :)

Kolejny dzień budzi nas pięknym słońcem i dziwnym jeżdżeniem w żołądku (to ja). Idziemy na spacer i kawkę.










 My przeszczęśliwe


Jacht lśni czystością😍


Możemy ruszać dalej. 

Niewiele kojarzę z tej przeprawy. Spędziłam ją na koi śpiąc prawie cały czas. Wirusowe coś dopadło i mnie. Pocieszające było tylko to, że każda z nas miała to tylko przez dobę, więc jutro już powinno być dobrze
 

ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz