Kolejny rok, kolejny rejs, kolejna przygoda.
Dni do kolejnego rejsu zaczęłyśmy odliczać już od momentu powrotu do domu. W końcu nadszedł ten dzień. Ale, ale...nie tak szybko. Przed nami jeszcze jeden ważny dzień, w Warszawie i urodzinki naszej Karolinki. Jej urodziny obchodziłyśmy zresztą przez cały tydzień na jachcie, ale dzień w Warszawie był poświęcony właśnie Jej i wieńczyła go wizyta w teatrze na musicalu.
A jak świętowałyśmy? A właśnie tak:
Rozpoczęłyśmy już na dworcu, a jakże.
Skład rejsu ten sam plus nowy załogant - Ewcia. Do Warszawy pojechała z nami jeszcze nasza duchowa załogantka Marta. Niestety nie jesteśmy w stanie namówić Marty na rejs, zapiera się rękami i nogami i jej odpowiedź kategorycznie zawsze brzmi: nie!. Ale my się nie poddajemy, oj nie. W każdym razie Marta jest z nami na rejsie zawsze, mimo że fizycznie jej nie ma. Jest wszak jedną z nas.
A w Warszawie - świętowanie - nasza solenizantka - Karolinka - Piekielnie Fajna 50 😍
Fantastyczne miejsce, przepyszne jedzenie, cudowny spektakl...a to jeszcze nie koniec niespodzianek. W naszym wynajętym apartamencie bawimy się jeszcze długo.
Nasze tegoroczne rejsowe koszulki wyszły fenomenalnie, prezenty w postaci czapeczek, worków, przywieszek - jesteśmy gotowe!!
Nasze tegoroczne rejsowe koszulki wyszły fenomenalnie, prezenty w postaci czapeczek, worków, przywieszek - jesteśmy gotowe!!
Taka dawka wrażeń, że niektórych zmorzył sen 😄 (Kasia, wybacz, musiałam 😍😅)
W zeszłym roku nie spałyśmy w Warszawie przed lotem (samolot mamy o 10:50). Jechałyśmy z Poznania pociągiem, potem siedziałyśmy 5 godzin na lotnisku czekając na swój lot. Półtorej godziny lotu do Zadaru plus około godziny taksówką do Sibenika. Początkowo adrenalina robiła swoje i jakoś nas trzymała, ale w końcu zmęczenie wzięło górę. To było totalnie bez sensu. W tym roku przyjechałyśmy do Warszawy dzień wcześniej i na drugi dzień rano, ze spokojem, kolejką warszawską dojechałyśmy na lotnisko na dwie godziny przed odlotem. Zdecydowanie lepsza opcja niż zeszłoroczna.
No to co? No to lecimy 😃
Jeszcze godzina w busiku i jesteśmy. Długo wyczekany Sibenik i Marina Madalina.
No i on, jacht, nasz Romana III (potocznie zwany Romanem) 😍
I oczywiście ON, najważniejszy, Kapitan, Bosman, Skipper - Marek, Morski Marek 😍
Zaokrętowane, a może zajachtowane 😁
pora wybrać się na zakupy. Sklep już znamy więc zakupy idą sprawnie. Wiemy co gdzie jest, wiemy co warto kupić, co jest dobre i smaczne. Ok, to Karolinka i Jola wszystko wiedzą, ja tam tylko gonię za nimi po sklepie z wózkiem, albo i dwoma 😊 Chcą czy nie muszą mnie zabrać na zakupy. W końcu to ja trzymam kasę jachtową i pominę tu tylko ten szczegół, że wszystkie znają już pin do mojej karty 😂😂
Na szczęście Marek nie zostawia nas z tym samych. Zawozi nas i przyjeżdża po nas do marketu. Jest nas 11 bab, ale chyba nawet wszystkie nie dałybyśmy rady zatargać tego do mariny. W samej marinie wózek okazuje się niezastąpionym pomocnikiem.
Wieczór zapada szybko jednak my szybko nie kładziemy się spać.
Jutro wypływamy, ciekawe ile jeszcze pamiętamy z wiedzy żeglarskiej. Knaga, gdzie jest knaga? Jak zawiązać węzeł na bojce? Fok, grot, kabestan.....powiedzcie, że któraś to wszystko pamięta 😀
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz